wtorek, 21 czerwca 2011

I weź tu człowieku kredyt...

Jak się okazuje, będąc stałym Klientem pewnego (polskiego!) banku, niejednokrotnie biorąc w nim kredyty, spłacając w idealnych terminach, spełniając wszelkie ich wyimaginowane warunki, po obietnicy złożonej przez samą panią prezes owej placówki, że "dostanie pani kredyt bez problemów, na 100%" - po tym wszystkim, można być przez nich wyssanym z sił, energii oraz z cierpliwości. O nerwach nie wspomnę.
Potrzeba dwóch żyrantów (znajdź mi JEDNEGO żyranta na jakąkolwiek kwotę w tych czasach...). Problemy, długie rozmowy, ale ok, są. Potwierdzeni przez bank. Wniosek również potwierdzony. Przez panią prezes. Po czym mija jeden dzień i telefon, że jednak coś im we wniosku nie pasuje. Ale na tyle dobrzy, że szybko podpowiadają, co poprawić. Super. Godzinę później drugi telefon, od samej pani prezes - drugi żyrant nie jest odpowiedni. Dlaczego?? Bo również posiada działalność gospodarczą...
I nieważne, że ta osoba ma firmę prawie połowę swojego życia, z porządnymi miesięcznymi obrotami. Dla banku widocznie jest człowiekiem, który nie mógł znaleźć stałej pracy i zupełnie bez wyobraźni założył własny biznes. Dla banku możesz mieć minimalną krajową! Dla banku ważna jest umowa o pracę - bo to o czymś świadczy. I teraz pytanie za sto punktów: kto przy powyższej pensji będzie na tyle wspaniałomyślny i dobry, aby z uśmiechem na twarzy podżyrować?? I nieważne jaka jest kwota kredytu, krótko odpowiedz na pytanie: KTO?
To sytuacja z mojego bliskiego otoczenia, nie moje własne przeżycia, ale i tak już się przekonałam, że na słowo ŻYRANT, 99.9% mieszkańców tego kraju reaguje wysypką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz